Ani chorobowe, ani ciąża nie ochronią pracownika przed zwolnieniem
Nowy kodeks pracy to zdaniem ekspertów najgorzej napisana ustawa od czasów, kiedy powstały zalążki prawa. Jest to ustawa niechlujnie napisana, pełna błędów językowych, która wygląda raczej na projekt zaliczeniowy licealisty, niż dzieło wybitnych prawników: duży, długi i bez sensu.
Ten projekt jest też pełen rozmaitych smaczków, które będą bardzo niekorzystne dla pracowników, jeśli wejdzie on w życie. Np. pracodawcy będą mogli zwolnić chorego pracownika czy pracownicę w ciąży.
Wprawdzie zwolnienie chorego pracownika nie będzie takie bardzo łatwe. Żeby pracodawca mógł to zrobić, pracownik musi chorować dłużej niż trzy miesiące (gdy pracuje krócej niż sześć miesięcy) albo dłużej niż wynosi łączny okres pobierania wynagrodzenia i zasiłku oraz pobierania świadczenia rehabilitacyjnego przez pierwsze trzy miesiące (gdy pracuje dłużej).
Teraz pracodawca nie może wypowiedzieć umowy o pracę podczas urlopu pracownika czy innej usprawiedliwionej nieobecności w pracy, jeżeli nie upłynął jeszcze okres uprawniający do rozwiązania umowy o pracę bez wypowiedzenia (art. 41 kodeksu pracy).
Teoretycznie nowy kodeks zawiera taki sam przepis. Dosłownie identyczny, ale ze względu na mityczną już zwięzłość inaczej nowego kodeksu, został zapisany dopiero w art. 108 §1. Od tej zasady jest wyjątek: „przepisu § 1 nie stosuje się w okresie 30 dni od dnia zawiadomienia, o którym mowa w art. 111 § 2”.
Ten zapis jest wprawdzie błędny, bo w art. 111 §2 jest mowa o zawiadomieniu określonym w art. 111 §1, ale trudno, w końcu autorzy projektu dostali „tylko” milion złotych za swoją pracę, a za takie drobne trudno oczekiwać wysokiej jakości pracy. Ale co z tym zawiadomieniem? Okazuje się, że pracodawcy będą mieli otwartą szeroko furtkę do zwalniania kogo się da. O zamiarze wypowiedzenia pracownikowi umowy o pracę zawartej na czas nieokreślony i umowy o pracę zawartej na czas określony z przyczyn dotyczących pracownika, pracodawca, który zatrudnia więcej niż 10 pracowników zawiadamia pracownika w formie pisemnej lub za pośrednictwem poczty elektronicznej.
Oznacza to, że w ciągu 30 dni pracodawca będzie mógł przeprowadzić procedurę zwolnienia pracownika. Ten, co prawda będzie mógł, zgodnie z nowymi przepisami, żądać od pracodawcy wysłuchania jego argumentów lub konsultacji ze związkiem zawodowym, ale nie będą one w żaden sposób wiążący.
Wypowiedzenie umowy o pracę będzie teraz możliwe nawet wobec kobiet w ciąży, gdyż będzie „dopuszczalne u pracodawców zatrudniających nie więcej niż 10 pracowników po uprzednim wykazaniu przez pracodawcę, że przyczyna wypowiedzenia nie dotyczy pracownika i uzyskaniu zgody na wypowiedzenie umowy o pracę reprezentującej pracownika organizacji związkowej albo właściwego okręgowego inspektora pracy”.
Jest to niewątpliwie zmiana, która na pewno zniechęci kobiety do łączenia pracy zawodowej z macierzyństwem. Z wypowiedzi osób uczestniczących w pracach komisji kodyfikacyjnej wynika, że jest to zamierzony zabieg, bo rząd chce, żeby kobiety częściej korzystały z urlopów macierzyńskich, a najlepiej żeby zajmowały się tylko domem. Wychodzi więc na to, że polska polityka prorodzinna będzie się opierała wyłącznie na programie 500 plus, bo aktywizacja zawodowa kobiet i godzenie macierzyństwa z karierą nie jest priorytetem. O ile oczywiście nowy kodeks pracy wejdzie w życie, bo powszechna krytyka zawartych tam rozwiązań sugeruje, że to raczej zbiór pomysł, niż projekt aktu prawnego.
Zważywszy na jakość tego dokumentu aż chce się powiedzieć: „może to i lepiej”.
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj